czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział I / Poznanie Ane Bullock.

       Siedziała jak sparaliżowana, wpatrywała się w potłuczone lustro, w  które rzuciła nożem.
- Może je to boli? - powiedział głos, tak jakby w głowie Lany.
- Może to lustro ma uczucia? - głos w głowie dziewczyny po raz kolejny zadał pytanie, głos miał ironiczny.
- Może się przymkniesz?! - Lana wymamrotała pod nosem chamsko i ordynarnie. Co jakiś czas spoglądała na telefon, wyczekiwała jakiejkolwiek wiadomości od niego. - Jack zadzwoń, napisz, cokolwiek... - wyszeptała, przytulając się do poduszki. Była już wilgotna od łez, obracała ją po raz kolejny, tak aby nie chłodzić twarzy. Wpatrywała się w księżyc.      
       Usłyszała trzask, to były drzwi. Uradowana świadomością, że to Jack zbiegając po schodach krzyczała jego imię. Zamarła, to nie był Jack. Postura wysokiego mężczyzny, który mozolnie obracał się w jej stronę. Jayden coś powiedziało w jej głowie. Coś żyło w jej głowie. Tak jakby jakaś dziewczyna w niej żyła. Nic się nie odzywaj, on jest niebezpieczny, Lana biegnij do drzwi!  Lana jednak dalej stała, mężczyzna powolnie podchodził do niej i śmiał się szyderczo pod nosem.
- Lana. Głupiutka, nie znasz Ane? - zapytał śmiejąc się nadal.
- Kto to?! - powiedziała stanowczo, a zarazem z krzykiem.
- Ane Bullock. - odpowiedział, uśmiechając się do niej głupkowato.
- Wyjdź, bo zacznę krzyczeć. - powiedziała, gdy mężczyzna zbliżył się do niej bardziej. Biegnij! Uciekaj! Głos odezwał się po raz kolejny. Lana go nie posłuchała, stała dalej. Wpatrywała się w zbliżającą się postać, zamknęła oczy, a gdy otworzyła je po chwili mężczyzna o imieniu Jayden zniknął. Obejrzała się i pobiegła szybko do pokoju, kładąc się na łóżku i ściskając w dłoniach poduszkę. Kołysała się do przodu i do tyłu, nuciła pod nosem piosenki, które śpiewała kiedy była mała, jednak szyderczy uśmiech mężczyzny dalej tkwił jej przed oczami jako "obraz główny". W głowie Lany znów rozległ się głos. Już nie tak samo wyraźny, był lekko zniekształcony, głos był łagodny a niektóre ze słów były tak lekkie jak piórka, które łagodnie opadały na ziemię.
        Lana zaufaj mi, zaufaj mi! Ja ci pomogę! Głos po raz kolejny do niej się odezwał, był wyraźny. Głos drżał, tak samo kiedy kończy się płakać, ale dalej do oczy cisną się gorzkie łzy.
Lana nie zważała na głos i cały czas wpatrywała się w ciemny korytarz, który pożerał jej strach. Jedyne światło, które wpadało do pokoju dziewczyny to światło księżyca. Oświetlało leżące na nierównej podłodze rysunki. W szczególności rysunek dwóch dziewczyn, jednak z nich wisiała na stryczku, a druga w rękach trzymała malutki scyzoryk.
Lana podeszła do rysunków i wsunęła je pod łóżko. Lana odpowiedz mi proszę... Głos dziewczyny o imieniu Ane zawiesił się w pewnym momencie, a Lana spojrzała na idący cień po korytarzu. Wstała szybko, zakrywając rękoma twarz. Chaotycznie rozglądała się po pokoju, a cień z korytarza ewidentnie zbliżał się tu. Tak jakby ktoś lub coś znało plan jej domu. Sama się w nim jeszcze gubiła. Jednak podeszła powoli do drzwi i wychyliła się. Nikogo nie było. To tylko firanka - pomyślała. Jednak to nie była firanka.
       Zanim Lana wprowadziła się do tego dom mieszkało tu małżeństwo w podeszłym wieku - Tim Collins oraz Gabriella Collins. Jako pierwszy zmarł Tim, dostał on zawału, ponieważ sam był w domu nikt nie mógł mu pomóc. Trzy lata później zmarła, a raczej została zamordowana Gabriella. Ludzie plotkowali, że zamordowała ją jej córka, która chciała odziedziczyć w spadku dom, jednak Gabriella przepisała go rodzinie Rosse. Jednak George Rosse w dziwnych okolicznościach zmarł, nie wiadomo dlaczego, czy to wina jego drugiej żony Janet, czy może jej córki Mii? Policja i lekarze uznali to za zwykły zawał, kolejna osoba, która w tym domu umarła na zawał. Lana od dawna czuła się w tym domu osaczona przez dusze.
     
       Noc, około godziny 2.30.
Spadł śnieg. Wszystkie dzieci radowały się, biegały, rzucały się śniegiem. Tylko nie ona. Mała dziewczynka z poszarpanym i zniszczonym misiem w ręku. Wydawała się inna. Miała na sobie pobrudzoną sukienkę w kratkę, twarz ubrudzona była jakby węglem.
- Dziwaczka! Dziwaczka! - w okół dziewczyny biegały dzieci i krzyczały głośno. 
- Ja mam na imię, Ane. Nie jestem Dziwaczką! - mała Ane miała łzy w oczach, w końcu po policzku spłynęła dróżka łez. Ane pociągała nosem, a dzieci w okół niej dalej rzucały w nią obelgami. Przyszedł ratunek. To była kobieta, nie aż tak młoda, w ręce trzymała smycz psa, pies szczekał. 
- Przestańcie! Ja jestem Ane, nie Dziwaczka! - Ana płakała i krzyczała. Kobieta widziała w Ane dziewczynę z nie bogatej rodziny, wręcz biednej. Kobieta uklęknęła przy dziewczynce i zaczęła szeptać jej coś do ucha, Ane rzuciła się na nią, przytulając mocno. Jednak dalej płakała, coraz to bardziej i bardziej. 
Nagle Ane była dorosła. Nie aż tak dorosła. Miała może około 16 lat. Przechodząc pod jednym z bloków, młody mężczyzna, śledził ją. Ane go znała, nazywał się Jayden Parker. Ane przyśpieszyła kroku, jednak mężczyzna też. Gdy dobiegł już do dziewczyny, wyciągnął z kieszeni rewolwer...
       Lana obudziła się. Przed oczyma dalej miała trzymany przez mężczyznę rewolwer, który był wycelowany prosto w gardło Ane.
Lana zalała się potem, jej oczy napełniły się łzami.
Właśnie tak znalazłam się w tobie Lano... Głos Ane drżał, Lana jednak milczała. Zakryła rękoma twarz i zaczęła panicznie płakać.
Może to dalej sen, może to w śnie płacze? 

1 komentarz:

  1. Rozdział bardzo mnie zaciekawił, czekam na następne + obserwuję :)

    OdpowiedzUsuń